piątek, 31 maja 2013

Boże Ciało

Dlatego, że mamy długi weekend (no dobra, nie wszyscy) postanowiłam napisać co nieco o święcie, dzięki któremu mamy wolne - Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, znane nam jako Boże Ciało. Skąd wzięło się to święto?

W 1245 r. św. Julianna z Cornillon otrzymała wizje, w których Chrystus zażądał ustanowienia osobnego święta ku czci Najświętszej Eucharystii. Pod jej wpływem biskup Robert z Thourotte ustanowił w 1246 r. taką uroczystość dla diecezji Liege. Ale w tym samym roku biskup zmarł, a reszta duchownych uznała, że takie święto jest niewłaściwe. Żeby było ciekawiej, Julianna została uznana za heretyczkę. Jednak sprawę zbadano i ponownie wprowadzono święto. W 1252 r. zostało już rozszerzone na całe Niemcy. 

Jak to się stało, że uroczystość została ustanowiona dla całego Kościoła Katolickiego? Otóż w 1263 r. kiedy kapłan odprawiał mszę świętą, po Przeistoczeniu kielich przewrócił się i zawartość wylała się na korporał (czyli >>>TO<<<). No i wino zamieniło się w krew. Po tym wydarzeniu papież Urban IV ustanowił Boże Ciało dla całego Kościoła.

W Polsce ta uroczystość pojawiła się w 1320 r., a jako świętem powszechnym, obchodzonym we wszystkich kościołach w państwie, zostało uznane sto lat później.

No i mamy procesję do czterech ołtarzy (symbolizujące cztery strony świata, cztery żywioły i cztery ewangelie), przy każdym z nich czytany jest fragment Ewangelii, śpiewane są pieśni. Na dzisiejszym kazaniu, proboszcz mojej parafii, powiedział, że ta uroczystość jest po to, żeby "pokazać światu, że spożywanie Ciała i Krwi Chrystusa daje zbawienie i to jest jedyna słuszna droga".

Nie wiem jak w innych parafiach, ale u nas wygląda to tak: dziewczynki sypiące kwiatki przejęte, dzieci niosące figurki zmęczone, Kółko Różańcowe przejęte, końcówka procesji śpiewa co innego, niż jej przody, głośniki przerywają, ludzie gadają i robią sobie spotkanie towarzyskie, wszyscy rzucają się na "święte drzewka" z ołtarzy, zanim tył dojdzie do ołtarza, to ksiądz zdąży już przeczytać fragment Ewangelii i nikt nic nie słyszy, a do tego, przy Podniesieniu, wszyscy zamiast klęczeć - kucają, bo ziemia brudna. Alleluja, Jezus żyje! Tylko gdzie On w tym wszystkim jest? Czy ktoś w ogóle rozumie co się tu dzieje? Bo to trochę wygląda jak wyścig pod tytułem "kto zrobi lepszy ołtarz", albo jak "spacer ze znajomymi". Chyba nie o to w tym chodzi, prawda? Jeżeli już takie święto powstało, to warto by było ogarniać co jest w nim najważniejsze, jeśli ktoś nazywa się katolikiem.

Pozostaje jeszcze jedna kwestia - oktawa Bożego Ciała. Jest to osiem niezwykłych dni po święcie (nie tylko Boże Ciało ma swoją oktawę). Katolicy twierdzą, że właśnie w tym czasie "Jezus chodzi ulicami naszych miejscowości i możemy spotkać Go na procesji" (przepraszam, parsknęłam śmiechem; Jezus jest z nami zawsze i wszędzie, nie jest jakąś kometą, która zjawia się co określony czas). Przez te osiem dni odbywają się mniejsze procesje, wokół kościoła (trasa powinna mieć dokładny kształt koła lub kwadratu, ponieważ uważa się, że są to figury doskonałe). Ostatniego dnia oktawy, w czwartek, święcone są wianki sporządzone z pierwszych kwiatów i ziół leczniczych. Po co? Po to, żeby zabrać je do domu, powiesić gdzieś (najlepiej na "świętym obrazku") i dzięki temu będziemy chronieni przed chorobami, nieurodzajem, piorunami... Wybaczcie mi, ale znów się zaśmiałam - od razu kojarzy mi się niedawny list apostolski, o którym pisałam dwa tygodnie temu ("amulety są złe!").

Jeszcze jedna informacja odnośnie oktawy - jeśli pościcie w piątki, to dzisiaj spokojnie możecie zjeść sobie szyneczkę, w czasie oktaw nie obowiązuje post w piątek. 

A co Wy myślicie na temat tego święta? Czy w ogóle je obchodzicie? Czy też bawią Was wierzenia związane z oktawą? Piszcie w komentarzach! :)

piątek, 24 maja 2013

Ostatni raz u spowiedzi byłem... nie byłem.

Pomysł na tę notkę wpadł mi do głowy podczas rozmowy z moją koleżanką, która nie uznaje spowiedzi z udziałem pośrednika. Powiedziała też, że przez to nie przyjmuje Komunii Św., bo - według zasad Kościoła Katolickiego - nie może tego zrobić bez odpuszczenia grzechów przez kapłana. Ja jej powiedziałam, że... może przyjąć Komunię. Dlaczego? Ponieważ to Bóg odpuszcza grzechy, a nie kapłan. Takie myślenie jest charakterystyczne dla kościołów protestanckich, ale nie dla katolickich. Skąd to nieporozumienie?

Przyjrzyjmy się Pismu Świętemu.

Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus. (1Tm 2, 5)

Wszyscy prorocy świadczą o tym, że każdy, kto w Niego wierzy, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów. (Dz 10, 43)

Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego(...)Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie(...)przebacz nam nasze winy. (Mt 6, 6-12)


Powyższe fragmenty zostały przytoczone mi przez zawsze niezawodnego Łukasza (dziękuję!), kiedy to w rozmowie z nim szukałam argumentów dla swojej teorii. Jak widać, Biblia mówi nam, że jedynym pośrednikiem jest Jezus i to do Niego mamy kierować swoje wyznanie grzechów. Nawet apostołowie nie zostawali spowiednikami, tylko radzili innym (słowa Piotra do Szymona z Samarii, który popełnił grzech): Odwróć się więc od swego grzechu i proś Pana, a może ci odpuści twój zamiar. (Dz 8, 22)

Dlaczego w takim razie Kościół Katolicki wprowadził spowiedź z pośrednikiem? Za sprawą tych słów Jezusa: Którym odpuścicie grzechy, będą im odpuszczone, a którym zatrzymacie, będą im zatrzymane. (J 20, 23)

Podczas rozmowy z Łukaszem przedstawiłam mu ten cytat, wiedząc, że nie dojdziemy do niczego, nie wyjaśniając co oznaczają te słowa. I tym razem się nie zawiodłam i dostałam sensowny argument: ten fragment dotyczy przebaczania sobie nawzajem, nakazuje być miłosiernym wobec innych ludzi tak, jak miłosiernym jest Jezus; te słowa nie mogą dotyczyć kapłanów, ponieważ w tamtych czasach ich nie było.

Ok, przyznam szczerze, że jestem osobą, która nie bardzo lubi polegać na słowach zawartych w Starym Testamencie, Dziejach Apostolskich lub Listach apostołów. Zawsze szukam odpowiedzi w słowach Jezusa - wtedy mam czarno na białym, że On to powiedział i nie jest to jakaś nadinterpretacja (no chyba, że jest jakieś dziwne tłumaczenie, które steruje słowami Jezusa - co się zdarza - dlatego szukam różnych tłumaczeń). Z podanych wcześniej fragmentów zostają mi w takim razie dwa: jeden, który jest główną obroną myślenia Kościoła Katolickiego, co automatycznie czyni go beznadziejnym argumentem dla mnie (możemy się kłócić o interpretację do końca świata i jeden dzień dłużej i tak nikt nie wygra); drugi jest modlitwą Ojcze Nasz, którą katolicy także odmawiają, więc też czyni to ją beznadziejnym argumentem (skoro ją znają, a nie uznają jej słów jako argument, więc szkoda czasu na polemikę). Poszperałam więc i... nie znalazłam żadnego nakazu Jezusa dotyczącego spowiadania się komukolwiek innemu oprócz Boga. Cała Biblia przepełniona jest słowami mówiącymi, że tylko Bóg ma moc odpuszczania grzechów. W Nowym Testamencie tylko Jezus to czyni. Namawia też do rozmowy z Bogiem, a nie z innym człowiekiem. Namawiają do tego także apostołowie.

Idea spowiedzi z pośrednikiem pojawiła się dopiero około IV-V w.n.e. w środowiskach monastycznych (czyli zakonnych) jako zwierzanie się przełożonemu ze swych duchowych zmagań. Nakaz takiej spowiedzi został wprowadzony na czwartym soborze laterańskim w 1215 r.

Myślę, że idealnym podsumowaniem tej notki będzie kolejny cytat z Pisma Świętego:
Tak to unieważniliście Słowo Boże przez naukę swoją. (Mt 15, 6)

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Zapraszam do komentowania :)

sobota, 18 maja 2013

Katoliku, strzeż się!



W ubiegłą niedzielę ksiądz przeczytał nam w trakcie kazania list pasterski mówiący od zagrożeniach dla katolików. Oczywiście usłyszałam standardową listę: sekty, Harry Potter, wróżki, joga i amulety. Jeszcze tylko Pokemonów brakowało. Zapewne w takich sytuacjach wielu z nas przychodzi na myśl ksiądz Piotr Natanek (jeśli nie wiesz o kogo chodzi, obejrzyj jego wypowiedź na temat okultyzmu: >>>CZĘŚĆ 1<<< oraz >>>CZĘŚĆ 2<<<). Jednak ksiądz Natanek jest przypadkiem skrajnym. Ponadto nie może już sprawować funkcji kapłańskich (co niestety nie znaczy, że ich zaprzestał). Jednak czy takie ostrzeganie przed rzeczami typu Harry Potter jest słuszne?

Jeśli chodzi o sekty, to Episkopat Polski ma rację - trzeba na nie uważać. Od najmłodszych lat szkoła karmiła mnie informacjami na temat niebezpieczeństw wynikających z kontaktami z sektą. Oczywiście mówimy tu o sektach, które w zamierzeniu mają z nas wyciągnąć co tylko się da: lojalność, pieniądze, zdrowie, a czasem i życie. Należy zdawać sobie sprawę, że jakieś zagrożenia na tym świecie istnieją. Dlatego teraz wystosuję apel to wszystkich: jeśli zauważycie, że ktoś z Waszego otoczenia ma problemy lub zachowuje się jakby jego wcześniejsze problemy "rozwiązywała" sekta - nie bądźcie obojętni! To nie musi być Wasz przyjaciel lub inna bliska osoba, żebyście zaczęli działać. Jeśli coś zauważycie, nie zastanawiajcie się - zróbcie coś! To może być nawet Was najgorszy wróg albo ktoś z kim nigdy nie zamieniliście słowa. To Wy powinniście mu pomóc, a nie ktoś z sekty. W sytuacji gdy ktoś zmaga się z problemami, wszystkie nieporozumienia czy bariery nie mają znaczenia. Jakiegokolwiek jesteście wyznania, z jakimkolwiek bogiem się trzymacie - miłość jest najważniejsza.

Następną sprawą jest słynny Harry Potter i inne książki/filmy przedstawiające magię. Naprawdę jestem w stanie wiele zrozumieć, ale mój umysł nie potrafi pojąć gdzie tu zagrożenie? Zacytuję Jezusa: Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym (Mk 7, 20-23) Co to oznacza? Człowiek rodzi się w zamierzeniu dobry (a w każdym razie został stworzony do czynienia dobra i ma zakończyć swoje życie doczesne jako dobry człowiek). Jednak w jego wnętrzu jest również zło. Dlaczego? Bo bez zła nie ma dobra i bez możliwości czynienia zła nie ma wolnej woli (ale o tym więcej postaram się napisać już wkrótce). Wszystko co się z nami dzieje zależy od interpretacji - naszej i tej, którą przekaże nam społeczeństwo. Dlaczego więc magiczne formułki czytane w książce miałyby nam zaszkodzić? Moja znajoma stwierdziła, że być może księża uważają, że dzieci wypowiadające na głos formułki zaklęć podczas zabawy są narażone na większą uwagę Szatana. No ale jak? czemu? Czy do działań magicznych nie potrzeba mocy? Czy może wystarczy tylko nacechowanie tych słów, nadanie im siły sprawczej? Nie popadajmy w paranoje. Czytanie takich książek, oglądanie takich filmów, czy bawienie się w czarodziejów nie jest niczym złym. To jest tylko fikcja. Póki to rozumiemy, nic złego się nie stanie. Nieczystym czyni człowieka tylko to, co z niego wychodzi.

A co z wróżkami? Tutaj krótko. Po co nam to? Na pewno są osoby, które weszły w konszachty z Szatanem i mogą nam zrobić krzywdę. Są też jednak osoby, które pieprzą trzy-po-trzy, że tak się wyrażę i ściągają pieniądze od nieświadomych ludzi. Nie mówię, że za czytanie horoskopu zaraz będziemy się smażyć w ogniu piekielnym, albo za zastanawianie się nad naszym snem Bóg zgniecie nas jak robaki. Po prostu musimy mieć trochę pomyślunku. Życie jest pełne możliwości, po co ograniczać je dając jakiejś przepowiedni sobą manipulować?

A joga? Te niepozorne praktyki tak naprawdę mają na celu połączenie się z bóstwem i osiągnięcie wyższego poziomu rozwoju duchowego. Jeśli potraktujecie to tylko jako ćwiczenia, które dobrze wpływają na Wasze zdrowie, to mijacie się z celem. Piszę tutaj o zagrożeniach dla chrześcijan, dlatego mogę bez skrupułów napisać - człowieku, nie połączysz jogi ze swoją religią! Jak byś się czuł gdyby Twój ukochany adorował kogoś innego w Twojej obecności?

I na koniec, amulety! Nie dajcie się wkręcić wszystkim plakatom wieszczącym, że tęcza i krzyż celtycki to prosta droga do piekła. To tylko niektóre z symboli, które są akceptowane przez władze kościelne, albo są nawet symbolami religijnymi, a przedstawiane są często jako symbole Szatana. Jednak pamiętajcie - nosząc jakikolwiek symbol, określacie siebie. Ja nosząc na szyi krzyż określam siebie jako chrześcijanina. Ktoś mógłby mi zarzucić, że noszę amulet (to nie jest przesada, niektórzy traktują medaliki jak jakieś źródło energii, albo miejsce, gdzie przebywa Jezus albo Matka Boska i nas ochrania). I znów - wszystko musi pozostać w granicach rozsądku! Musimy zdawać sobie sprawę, że są na świecie przedmioty, które posiadają pewną symbolikę. Zanim obwiesimy się nimi, przeczytajmy co znaczą. Nie popadajmy jednak w paranoję. Poczytajmy jakieś historyczne książki lub encyklopedie, a nie broszurki rozdawane w kościele. Najlepiej poszperajmy w kilku źródłach. I - co najważniejsze - nie przypisujmy przedmiotom boskiej mocy!

Myśl kończąca tę notkę - katoliku (i nie tylko), myśl!

To tyle na dzisiaj. Jeśli macie jakieś pytania lub nie zgadzacie się ze mną - piszcie w komentarzach! Piszcie także co myślicie na przedstawiony temat :)

piątek, 17 maja 2013

Córka marnotrawna

Hej-hop! Jest tu kto?
Jednak postanowiłam przywrócić ten blog. Dlaczego? Sama nie wiem. Być może tęskniłam, być może mam ochotę znów wyżyć się intelektualnie, a może po prostu wciąż mam za dużo pytań i za mało odpowiedzi?
Mam nadzieję, że nadal będziecie czytać to, co tu opublikuję, komentować moje notki i pozwalać mi zdobywać nową wiedzę.
Dzień dobry, po raz drugi! :)