piątek, 28 czerwca 2013

Ostatni prorok Starego Testamentu

Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Zaprawdę, powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. (Mt 11, 9-11)

Jako, że w poniedziałek (24 czerwca) w kościołach katolickim i prawosławnym, obchodzone jest wspomnienie Jana Chrzciciela, trochę informacji o tej postaci. Na początek mała ciekawostka: wszyscy święci mają swoje wspomnienie w rocznice swojej śmierci, natomiast Janowi przypisano jego dzień w rocznicę urodzin (chociaż dzień jego śmierci - 29 sierpnia - również jest obchodzony).

Jan Chrzciciel urodził się pół roku przed Jezusem (stąd data 24 czerwca), był synem żydowskiego kapłana Zachariasza i Elżbiety, która była ciotką Maryi, matki Jezusa. Jego narodziny były zwiastowane Zachariaszowi przez archanioła Gabriela, kiedy kapłan pełnił służbę w Świątyni Jerozolimskiej.

Po śmierci rodziców, Jan rozpoczął życie pustelnika. Bardzo prawdopodobne, że spotkał wtedy esseńczyków (jedno z żydowskich stronnictw religijnych), jednak nie wiadomo czy został ich członkiem (jego nauczanie nie jest takie samo, jak nauczania esseńczyków).

Kiedy skończył 30 lat, wolno mu było występować publicznie i nauczać, co zaczął robić nad rzeką Jordan, czasem przenosząc się w inne miejsca. Głosił przybycie Mesjasza (sam był nim nazywany, ale zaprzeczał jakoby miałby nim być). Mówił, że nie wystarczy być członkiem Narodu Wybranego, aby zostać zbawionym - potrzebna jest wewnętrzna zmiana, pokuta. Symbolem rozpoczęcia zmian był chrzest, którego Jan udzielał chętnym. Udzielił go także Jezusowi (od czego zaczęło się nauczanie Chrystusa). Wtedy Jan usunął się w cień.

Wtedy wezwał go do siebie Herod II Antypas (syn Heroda Wielkiego, tego od rzezi niewiniątek), ponieważ bardzo zainteresował się jego naukami. Jednak się przeliczył, ponieważ zamiast pięknych nauk od Jana, otrzymał od niego upomnienie. Jan potępiał to, że Herod wziął żonę swojego brata za własną. Władca kazał aresztować Chrzciciela. W dniu swoich urodzin, zauroczony pięknem córki swojej żony, obiecał dać jej wszystko czego zapragnie. Ta, po konsultacji z matką, zażądała głowy Jana Chrzciciela na tacy. Herod spełnił prośbę.

Według tradycji chrześcijańskiej i muzułmańskiej, grób Jana Chrzciciela znajduje się w Wielkim Meczecie Umajjadów w Damaszku. W Charmie Chrystusa Zbawiciela w Moskwie znajduje się jego poczerniała prawa ręka, nazywana Prawicą-która-ochrzciła-Pana (przez wieki była to główna relikwia zakonu joannitów). Jego relikwie można spotkać na całym świecie, nawet w Polsce, np. w kościele św. Jana Chrzciciela w Gnieźnie.

Jan Chrzciciel jest przez chrześcijan uznawany za ostatniego biblijnego proroka przed nadejściem Chrystusa. Mandejczycy uznają go za największego z proroków. Muzułmanie uznają go za jednego z proroków, poprzednika Jezusa i Mahometa.

Co myślicie o tej postaci? Chcielibyście dodać coś jeszcze do życiorysu Jana? Zapraszam do komentowania!

piątek, 21 czerwca 2013

Polityka religii, religia polityki

Ostatnio dużo się mówi o prawie boskim. Wszystko zaczęło się od wypowiedzi kardynała Stanisława Dziwisza, który w swojej homilii w dniu Bożego Ciała powiedział, że prawo Boże powinno stać ponad prawem stanowionym przez ludzi. Do tego doszła jeszcze "kontrowersyjna" wypowiedź naszego prezydenta, a dookoła krąży jeszcze wiadomość o staraniach muzułmanów do wprowadzenia w Polsce szariatu. Jakby to powiedziała moja koleżanka: łohoho, szaleństwo!

Zacznijmy od starcia Dziwisz vs. Komorowski. Fight!

1 czerwca prezydent przyjechał na spotkanie młodzieży w Lednicy. Został zapytany przez jednego z uczestników tego spotkania czy "w sporach światopoglądowych można na niego liczyć". Pytanie nawiązywało do wcześniej wspomnianej homilii kardynała Dziwisza. Pan prezydent odpowiedział tak: Prawo Boże jest różnie rozumiane przez różne wyznania; żyjemy w świecie zróżnicowanym, nie ma jednego prawa Bożego. Są różne punkty widzenia ludzi zaangażowanych religijnie na wiele istotnych spraw społecznych. Uważam, że trzeba pilnować zasady ścisłego rozdziału pomiędzy państwem a Kościołem. Byle był to rozdział przyjazny.

I olaboga, zrobiła się wielka afera! Prezydenta posądzono o herezję, młodzież obecna na spotkaniu podobno była wielce oburzona, posłowie rozwodzą się nad tym jakie to było niepoprawne (czy oni nie mają lepszych rzeczy do roboty?).

Nie rozumiem po co to wszystko. Po pierwsze, Polska nie jest państwem wyznaniowym. Po drugie, nawet gdyby była, to istnieje coś takiego w chrześcijaństwie jak rozłam religii od państwa (piszę o chrześcijaństwie, ponieważ dyskusja rozgrywa się na scenie katolickiej). Prezydentowi zarzucono niewiedzę, a ja na to mówię: panowie posłowie, panie posłanki (kurcze, tu jest strach pisać żeńską formę, bo Pawłowicz by mnie okrzyczała mówiąc, że jest "posłem"), władze kościelne: zalecam uważniejsze czytanie Pisma Świętego!

Przytoczę, na pewno wszystkim dobrze znaną, wypowiedź Jezusa: Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga. (Mt 22, 21) W chrześcijaństwie już od początku istniało coś takiego jak niepowiązanie praw Bożych z prawami państwowymi. Apostołowie namawiali od samego początku do bycia wiernymi swojej ojczyźnie, pozostając równocześnie wiernym Bogu. Oczywiście, nie chodzi tu o to, że jeśli prawo w Polsce nakazuje zabijać każdego, kto krzywo na nas spojrzy, to my mamy wbrew naszej wierze łazić po ulicy i mordować ludzi (to już jest sprawa sumienia, moralności, wiary...). Tutaj chodzi o to, że nie powinno być czegoś takiego jak prawo boskie rządzące państwem. Apostołowie, podczas swojej ewangelizacji pogan, byli przeciwko przyjmowaniu przez nich Prawa, którego tak kurczowo trzymali się Żydzi (oczywiście, na początku były z tym pewne problemy: 1.trudność w zaakceptowaniu tego, że można być chrześcijaninem, nie będąc Żydem; 2.trudność pogan w rozdzieleniu religii od państwa).

Teraz sprawa szariatu. Kontrowersje wywołała wypowiedź Nezara Charifa, imama z warszawskiej gminy muzułmańskiej: Szariat jest taki sam dla wszystkich i dlatego jest lepszy niż polskie i europejskie prawo.. Całą sprawę skomentował Musa Czachorowski, członek Muzułmańskiego Związku Religijnego w Polsce: Muzułmanie w Polsce funkcjonują od ponad 600 lat i żadne prawo polskie nigdy nie zmuszało nas do działania niezgodnego z zasadami islamu. Czachorowski przyznał również, że wypowiedź Charifa zszokowała polskich wyznawców islamu. Sam Charif twierdzi natomiast, że jego wypowiedź została źle zinterpretowana (wywiad był prowadzony w języku angielskim).


Nie będę bardziej zagłębiać się w sprawy islamizacji, nie w tej notce. Chcę tylko pokazać, że Kościół Katolicki uważa, że ma monopol na wydawanie zasad. Jako chrześcijanka, na pewno trzymam się zasad swojej religii, ale są to zasady chrześcijańskie, a nie katolickie. Kościół Katolicki wypaczył chrześcijaństwo, co można dostrzec chociażby w tym przypadku. Władze kościelne i zagorzali katolicy bardzo chcą aby Polska była państwem wyznaniowym, powołując się na wyższość prawa Boga, ale zapominają, że dla muzułmanów ich prawo też jest prawem Boga. Spotykają się tu dwie kultury i państwo powinno umożliwić im spokojną egzystencję. Spokojną! Zacytuję słowa, które ostatnio usłyszałam: Możesz nawet wierzyć w to, że kamienie mają boską moc, dopóki nie będziesz we mnie nimi rzucać. Możemy się namawiać do zmiany religii, możemy rozmawiać o naszych poglądach, możemy żyć w pokoju i państwo powinno nam to umożliwić poprzez zasadę ścisłego rozdziału pomiędzy państwem a religią.

A co Wy myślicie o tej sprawie? Jakie jest Wasze zdanie? Może znacie jakieś przykłady, które wpasowałyby się w temat tej notki? Zapraszam do komentowania! :)

piątek, 14 czerwca 2013

Jeden Bóg x3

Pomysł na dzisiejszą notkę otrzymałam od mojej koleżanki. Martyna, cieszę się, że czytasz mojego bloga! ;) Już rozmawiałyśmy na ten temat, ale pozwolę sobie przedstawić tutaj wyniki naszej konwersacji :)

Ok, poznajcie zarzut Martyny:

Dlaczego Bóg posłał Jezusa na ziemię? Dlaczego on sam nie zstąpił i nie przyjął tego cierpienia? Dlaczego pozwolił własnemu synowi tak cierpieć? Przecież wiedział co go czeka, czy to nie tchórzostwo?

Jak widać, jesteśmy w temacie Trójcy Świętej. Oj, zapowiada się długa notka ;)

Ok, Martyna stwierdziła, że Bóg zesłał Jezusa po to, aby zginął człowiek a nie Bóg, ponieważ Bóg jest nieśmiertelny i Jego śmierć nie miałaby sensu, ponieważ i tak by nie umarł. Jak to napisała: Skoro wiesz, że jesteś nieśmiertelny, to strzał w klatę zrobi z ciebie bohatera? 

Jest w tym pewien sens. W końcu to tylko ludzka powłoka zginęła. Ale po kolei. Tak naprawdę, to nie powinnam ruszać tego tematu, ponieważ sprawa Trójcy Świętej jest czymś, czego ludzki umysł nie potrafi ogarnąć. Mogłabym zapisać tony papieru, a i tak nie wyjaśniłabym jak to jest, że są trzy osoby, a jednak jedna.

Kiedy myślimy o Trójcy Świętej, to od razu widzimy zestawik: stary dziadek, młody Jezus i latająca dookoła gołębica. Tylko czemu? Przecież Duch Święty to tylko nazwa. To tak, jakbyśmy dostali od Boga moc zrozumienia, moc nauczania, moc patrzenia, słuchania. 

A co, jeśli Syn Boży to też tylko nazwa? W Starym Testamencie Synami Bożymi nazywano aniołów, władców z dynastii Dawidowej, a nawet cały Naród Wybrany. Syn Boży znaczy wybraniec Boga. Dopiero później przypisano to do Mesjasza. Tyle tylko, że Jezus nazywał się Bogiem. I to już im nie pasowało do Mesjasza.

Dlaczego w takim razie Jezus tak często mówi o swoim Ojcu? Może właśnie po to, żeby pokazać, że to On jest tym Mesjaszem. Skoro Syn Boży kojarzyło się z Mesjaszem, to Jezus mógł użyć ten nazwy, aby dać znak ludziom, że to właśnie On nim jest. No i miał też ludzką powłokę. Może, gdy zwracał się do Boga w Niebie, to mówił do swojej boskiej części? We Władcy Pierścieni, Smeagol mówi do pierścienia, którego uosabia Golum. Wygląda to, jakby rozmawiały ze sobą dwie postacie. Może właśnie dlatego Jezus na krzyży powiedział Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? (Mt 27, 46) Istnieje też teoria, że Jezus cytował psalm, dziś znany nam jako Psalm 22 (możecie go przeczytać >>>TUTAJ<<<). Miał w ten sposób ostatecznie potwierdzić, że jest Mesjaszem.

Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty, to jedno i to samo. To są tylko nazwy. Jest Jeden Bóg, a my nazywamy Jezusem Jego ludzką powłokę i w gruncie rzeczy też Jego samego. Duch Święty to nie żadna gołębica latająca nad głową Boga. Ptak to symbol, symbol boskiej cząsteczki pozwalającej nam zrozumieć Słowo Boże i głosić je (o matko, ale zaleciało gnostycyzmem). 

I to by chyba było na tyle. Jednak nie rozpisałam się tak bardzo, jak myślałam ;)

Martyna, jeszcze raz dzięki za temat na notkę!

A Wy? Co odpowiecie Martynie? Czekam na komentarze :)

  

piątek, 7 czerwca 2013

Proszę mi nie wmuszać zbawienia!

Długo zastanawiałam się czy napisać o tym notkę. Przyznam, że jestem załamana całym tym zamieszaniem, które wynikło ze sprawy, którą za chwilę opiszę. Idąc tym tropem, powinnam pominąć ten temat, żeby nie dokładać drwa do paleniska, ale... chyba nie byłabym sobą, gdybym nie skomentowała tej sprawy.

O co chodzi? O, głośną już, homilię papieża Franciszka, którą wygłosił 22 maja 2013 r. Kazanie odnosiło się do tego oto fragmentu ewangelii:

Apostoł Jan rzekł do Jezusa: «Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami».
Lecz Jezus odrzekł: «Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie.
Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami».
(Mk 9, 38-40)

No i o co ta afera? O to, że ludzie podłapali stwierdzenie, które rzekomo wygłosił papież: według niego wiara w Jezusa Chrystusa nie jest konieczna do zbawienia, potrzebne są tylko dobre uczynki.

Media nagłośniły sprawę, zrobił się wielki "bum!". A czemu? Ponieważ katolicy oburzyli się, że oni - jako ludzie wierzący - nie będą dzielili zbawiennego losu z "jakimiś ateistami". Z kolei ateiści głośno powiedzieli, że nie życzą sobie, aby ktoś im wmawiał, że zostaną zbawieni, bo oni zbawieni być nie chcą (przez to, że w owo zbawienie nie wierzą).

Tymczasem spójrzmy na słowa wygłoszone przez Franciszka:

„Pan nas stworzył na swój obraz i podobieństwo i jesteśmy wizerunkiem Pana – mówił Papież. – To On czyni dobro, a my wszyscy mamy w sercu to przykazanie: czyń dobro, nie czyń zła. Wszyscy. «Ale proszę księdza, on nie jest katolikiem! Nie może czynić dobra!». Owszem, może. Nawet powinien. Nie tyle może, co wręcz musi, bo ma w sobie właśnie to przykazanie! «No, proszę księdza, ale ten to nie jest nawet chrześcijaninem, nie może czynić dobra!». Owszem, może. Ma to czynić. Natomiast takie myślenie zamknięte, że nie da się czynić dobra poza nami, jest murem, który prowadzi do wojny, a nawet do tego, co niektórzy wymyślili w dziejach: do zabijania w imię Boga. A to po prostu jest bluźnierstwo. Mówienie, że można zabijać w imię Boga, jest bluźnierstwem”.
Tymczasem czynienie dobra nie jest kwestią wiary – przypomniał Papież. To rodzaj dokumentu tożsamości, jaki Bóg Stwórca nam wszystkim zostawił, czyniąc nas na swój obraz i podobieństwo.
„Pan odkupił nas wszystkich przez krew Chrystusa – przypomniał Ojciec Święty. – Wszystkich, nie tylko katolików. A czy i ateistów? Tak, również ich. Wszystkich! I ta krew czyni nas dziećmi Bożymi pierwszej kategorii. Zostaliśmy stworzeni jako dzieci na obraz i podobieństwo Boże, a krew Chrystusa odkupiła nas wszystkich. I my wszyscy mamy obowiązek czynienia dobra. I myślę, że to przykazanie czynienia dobra to dobra droga do pokoju. Jeśli my, każdy z osobna, czynimy dobro drugim, spotykamy innych w czynieniu dobra i powolutku tworzymy tę kulturę spotkania, której tak bardzo potrzebujemy. «Ależ proszę księdza, ja jestem niewierzący, jestem ateistą!» Czyń dobro – tam się spotkamy!”.

Przepraszam bardzo, ale gdzie tu jest napisane "ateiści idą do nieba"? Po pierwsze, Jezus wyraźnie powiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we mnie wierzy ma życie wieczne. (J 6, 47), Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. (J 3, 16) Nie mówcie mi, że papież nie zna tych słów. Ale nawet nie o to chodzi, bo... po drugie, Franciszek mówił o tym, że wszyscy zostaliśmy odkupieni przez śmierć Jezusa (bo to prawda, czy Wam się to podoba, czy nie - Jezus umarł za nasz wszystkich, bo wszyscy jesteśmy Dziećmi Bożymi) oraz o tym, że jako istoty stworzone na obraz i podobieństwo Boga, mamy czynić dobro. Papież nie powiedział nic w stylu "zalicz kilka dobrych uczynków i dostaniesz wejściówkę do nieba". To nie jest konkurs w stylu "zbierz 10 kuponów, a dostaniesz zbawiony".

Skąd więc takie oburzenie?  Myślę, że z tego końcowego fragmentu: Czyń dobro - tam się spotkamy! Tyle tylko, że to "tam" nie oznacza w wypowiedzi papieża nieba. Zalecam uważniejsze czytanie: I myślę, że to przykazanie czynienia dobra to dobra droga do pokoju. Jeśli my, każdy z osobna, czynimy dobro drugim, spotykamy innych w czynieniu dobra i powolutku tworzymy tę kulturę spotkania, której tak bardzo potrzebujemy. Papieżowi chodziło o spotkanie w czynieniu dobra, a nie o spotkanie w niebie!

Ok, rozumiem, dziennikarze znaleźli sensację. Katolicy uwielbiają się wywyższać, więc ich reakcja też nie jest zaskakująca. Ateiści poczuli się dotknięci... ok, pomińmy tę kwestię. No ale jak władze Watykanu mogą poprawiać papieża?! Jak w ogóle taka sytuacja jest możliwa? Ok, wynikło nieporozumienie, mogli mu powiedzieć, żeby na następnej homilii wytłumaczył się z tego. Mogli też po prostu zostawić tę sprawę. Ale jak można podważyć słowa Głowy Kościoła?! Nie twierdzę, że papież jest nieomylny (nikt nie jest), ale jest spoko gościem, lubię go i lubię to, co robi. A ci go jeszcze poprawiają... (jakby w ogóle mieli za co poprawiać).

Podsumowując: 1. nauka czytania ze zrozumieniem jest przydatna; 2. łatwo można zrobić z igły widły; 3. coś w organizacji władz Watykanu nie styka.

A co Wy na tę całą sprawę? A może jednak uważacie, że wiara nie jest potrzebna do zbawienia? Zachęcam do komentowania!