czwartek, 29 listopada 2012

Przygotujmy się na Boże Narodzenie

Dlatego, że to już niedługo... dzisiaj trochę o Adwencie. W tym czasie wierni oczekują ponownych narodzin Jezusa. Symbolika, symbolika i jeszcze raz symbolika. Trochę tego jest, ale ten czas ma nam pomóc nie w przygotowaniu naszych domów czy lodówek, ale w przygotowaniu naszych serc, mówiąc piękną metaforą ;)

Data świąt Bożego Narodzenia, jaką znany teraz, została wyznaczona dopiero w II połowie IV wieku.To logiczne, że Adwent pojawił się dopiero po tym wydarzeniu. Pierwsze ślady obchodzenia Adwentu spotykamy w IV w. między innymi w liturgii galijskiej i hiszpańskiej. W Hiszpanii pierwsze wzmianki o przygotowaniu do obchodu Narodzenia Pańskiego (choć nie jest ono określane mianem Adwentu) pochodzą z roku 380. Miały one charakter pokutny i ascetyczny.

W kościele nie ma kwiatów, nie śpiewa się "Gloria" (czyli >>>TO<<<, gdyby ktoś nie wiedział ;). Kolor szat liturgicznych zmienia się na fioletowy (wyjątkiem jest trzecia niedziela Adwentu, Niedziela Gaudette, kiedy to szaty są koloru różowego). W Kościołach ewangelickich odprawiane są nabożeństwa adwentowe. Tradycją w Kościele katolickim są odprawiane w tym okresie o świcie msze, zwane roratami. Są to msze ku czci Marii, podziękowanie za to, że zgodziła się być matką Jezusa. Adwent dzieli się na dwie części: oczekiwanie na Jezusa i szczególne przygotowanie na Jego przyjście.

Pojawia się również wieniec adwentowy z czterema świecami. Nie są one bez znaczenia.
*pierwsza świeca - symbol przebaczenia przez Boga nieposłuszeństwa Adama i Ewy wobec Niego.
*druga świeca - symbol wdzięczności za dar Ziemi Obiecanej.
*trzecia świeca - symbol radości króla Dawida, celebrującego przymierze z Bogiem.
*czwarta świeca - symbol nauczania proroków, głoszących przyjście Mesjasza.

Teksty liturgiczne Adwentu ukazują postacie Starego i Nowego Testamentu, przez których życie i działalność Bóg zapowiadał i przygotowywał świat na przyjście Jezusa.

Tyle historii i standardowych informacji ;) Po co jest nam ten cały Adwent? Już pisałam - w tym czasie mamy się przygotować na Boże Narodzenie. Nie chodzi o wymyślanie potraw lub generalne porządki. Chodzi o szczególny okres modlitwy. W tym czasie mamy wyciszyć swój umysł, jeszcze bardziej starać się odbiegać od grzechu, robić jeszcze więcej uczynków. Po co? Po to, żeby być gotowym na przyjęcie Jezusa. Oczywiście, Jezus nie urodził się 24 grudnia, ale wspomniałam już, że tu ważną rolę odgrywa symbolika ;) Sami powiedzcie, czy nie jest dla nas dobre mieć taki okres? Sam fakt istnienia Adwentu zmusza nas do zatrzymania się i zastanowienia. A bycie lepszym "tylko ze względu na Adwent" jest lepsze, niż nic ;)

A Wy jak przeżywacie Adwent? Składacie jakieś postanowienia? Zapraszam do komentowania! :)

czwartek, 1 listopada 2012

"Jam jest Pan Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli": plagi egipskie

Chciałabym zacząć cykl notek opowiadający o zmaganiach Ludu Wybranego w drodze z Egiptu do Kanaan. W dzisiejszej notce chcę Wam opowiedzieć o dziesięciu plagach egipskich. Miały one przekonać faraona, żeby wypuścił Izraelczyków. Ile jest w tym prawdy? Sami musicie sobie na to odpowiedzieć. Jednak plagi można łatwo wyjaśnić zjawiskami przyrody, czyli każdy znajdzie coś dla siebie.

Plaga pierwsza
"Aaron podniósł laskę i uderzył nią wody Nilu na oczach faraona i sług jego. Woda Nilu zamieniła się w krew. Ryby rzeki wyginęły, a Nil zaczął wydawać przykrą woń, tak że Egipcjanie nie mogli pić wody z Nilu. Krew była w całym kraju egipskim"(Wj 7, 20-21)

Wyjaśnieniem może być wyrzucony czerwony popiół wulkaniczny w trakcie zagłady Thiry
(przeczytacie o tym >>>TUTAJ<<<). Dotarł on do Egiptu i zanieczyścił wody Nilu.

Plaga druga
"I wyszły żaby i pokryły ziemię egipską" (Wj 8, 6)

Wody zostały zanieczyszczone, żaby straciły swoje naturalne środowisko, więc wyszły na ląd.

Plaga trzecia
"Komary pokryły ziemię i bydło, cały proch w ziemi egipskiej zmienił się w komary" (Wj 8, 13)

Kiedy żaby wyszły na ląd, szybko wyginęły (Biblia mówi, że zebrano je w jedno miejsce). Przez to larwy komarów straciły wroga i zyskały pożywkę.

Plaga czwarta
"Domy Egipcjan zostaną napełnione muchami, a nawet ziemia, na której będą" (Wj 8, 17)

Tak, jak w poprzedniej pladze - muchy mogły się swobodnie rozwijać.

Plaga piąta
"Oto ręka Pana porazi bydło twoje na polu konie, osły, wielbłądy, woły i owce i będzie bardzo wielka zaraza" (Wj 9, 3)

Jak wiemy, muchy mogą roznosić różne choroby. Poza tym, woda w Nilu była zatruta z powodu pyłu. Te czynniki mogą się przyczynić do wymarcia zwierząt.

Plaga szósta
"Pył będzie się unosił nad całym krajem egipskim i sprawi u człowieka i bydła w całej ziemi egipskiej wrzody i pryszcze" (Wj 9, 9)

Pył - znów wracamy do wybuchu wulkanu. Wrzody i pryszcze - naukowcy twierdzą, że była to ospa, którą mogły przenieść owady z poprzednich plag.

Plaga siódma
"Pan zesłał grzmot i grad i spadł ogień na ziemię. I powstał grad i błyskawice z gradem na przemian tak ogromne, że nie było takich na całej ziemi egipskiej od czasu, gdy Egipt stał się narodem" (Wj 9, 23)

Odpowiedzią są opady piroklastyczne – składają się z materiałów wyrzucanych w powietrze przez wulkan; są to drobne cząstki rozpylonej lawy (popiół wulkaniczny), jej strzępy i bryły (lapille, bomby wulkaniczne), a także okruchy i bloki starszych utworów, wyrwane z budowli wulkaniczne.

Plaga ósma 
"Rano wiatr wschodni przyniósł szarańczę. Szarańcza przyleciała (...) i pokryła powierzchnię całej ziemi. I ciemną się stała ziemia od szarańczy w takich ilościach. Szarańcza pożarła wszelką trawę z ziemi i wszelki owoc z drzewa, który pozostał po gradzie" (Wj 10, 13)

Najprawdopodobniej opady popiołu wulkanicznego wywołały migrację szarańczy.

Plaga dziewiąta
"Gęsta mgła leżała w całej ziemi egipskiej przez trzy dni. Jeden drugiego nie widział i nikt nie mógł wstać z miejsca przez trzy dni" (Wj 10, 22-23)

Spowodował to obłok pyłu wulkanicznego. Po wybuchu wulkanu Krakatau przez cztery dni mieszkańcy Jokohamy w Japonii nie widzieli słońca. Świadkowie, znajdujący się na terenie erupcji Krakatau w 1883 roku, potwierdzają, że słońce dawało wówczas niewiele więcej światła niż księżyc w pełni.

Plaga dziesiąta  
 "O północy pozabijał Pan wszystko pierworodne Egiptu: od pierworodnego syna faraona, który siedzi na swoim tronie, a także do pierworodnego tego, który był zamknięty w więzieniu, a także wszelkie pierworodne z bydła" (Wj 12, 29)

Jak wyjaśniają to naukowcy? Otóż, z powodu złych warunków atmosferycznych i wylewu zanieczyszczonego Nilu, do zboża dostała się pleśń, której spożycie w dużych ilościach powoduje śmierć. Jednak dlaczego tylko pierworodni? W Egipcie, w czasach głodu, pierworodnym podawano podwójne racje żywnościowe, aby przetrwali.

Teraz mój mały komentarz. To, że wszystkie plagi da się wyjaśnić, nie znaczy, że Bóg nie miał w tym udziału. Przecież to On rządzi prawami przyrody. Mógł po prostu zrobić bum! i patrzeć jak wszystko się dzieje poprzez efekt domina. Czy to nie jest genialne? Chociaż w przypadku ostatniej plagi bardziej podoba mi się wizja śmiercionośnego anioła przechodzącego przez Egipt ;)

A co Wy o tym myślicie? Potrzebujecie takich wyjaśnień? Zapraszam do komentowania :)

czwartek, 25 października 2012

Maria z Magdali

Czyli Maria Magdalena :) Jej życiorys jest o tyle ciekawy, że nie wiemy kim tak naprawdę była. Nowy Testament wspomina o niej dwanaście razy. Czy była tylko towarzyszką Jezusa, jedną z apostołów? Czy może kimś więcej, o czym krąży wiele teorii spiskowych? Przekonajmy się ;)

Maria była tą, z której Jezus wypędził siedem duchów, o czym wspomina Łukasz w swojej ewangelii:

"A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów" (Łk 8; 1-2)

Uczestniczyła także w drodze krzyżowej Jezusa, była przy składaniu Jego ciała do grobu, oraz była pierwszą osobą, która ujrzała Go po zmartwychwstaniu i jako pierwsza dostała polecenie głoszenia Dobrej Nowiny.

Przez bardzo długi czas była utożsamiana z Marią z Betanii, siostrą Marty i Łazarza, którą z kolei przypisuje się do grzesznicy z Ewangelii wg św. Łukasza, która namaściła Jezusowi stopy.

"A oto kobieta, która prowadziła życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem" (Łk 7, 37-38)

Jednak są to trzy zupełnie różne osoby. W VI w. papież Grzegorz I Wielki twierdził, że "kobieta, którą Łukasz nazywa grzesznicą a Jan Marią, to ta sama osoba, z której, według Marka, Jezus wypędził złe duchy". W XVI w. francuski humanista Jacques Lefèvre d'Étaples wygłosił opinię mówiącą, że należy rozróżnić trzy Marie występujące w Nowym Testamencie. Opierał się na zdaniu Erazma z Rotterdamu. Kościół sprzeciwił się takim twierdzeniom i pod groźbą uznania Lefèvre'a za heretyka, zmusił go do wyrzeczenia się swoich poglądów.

 Teraz trochę teorii spiskowych ;) Niektórzy twierdzą, że Maria Magdalena była kochanką lub żoną Jezusa, że nosiła w sobie Jego dziecko lub nazywają ją Świętym Grallem. Powołują się na ewangelie gnostyckie. Cały świat dowiedział się o tych historiach związanych z Marią, za sprawą Dana Browna i jego książki "Kod da Vinci". Dla wszystkich zafascynowanych twórczością tego pana - Brown popełnił wiele błędów, przedstawiając swoją teorię. Napisał po prostu książkę, która zarobiła na sensacji, którą podburzały władze Kościoła (uważam, że zakazywanie czytania jakiejkolwiek książki, jest bezsensownym posunięciem władz Kościoła i najzwyczajniej mnie śmieszy). Może Was zmartwię, ale nawet ewangelie gnostyckie nie mówią o tym, że Maria Magdalena była żoną Jezusa. Jeżeli chcecie, możecie poczytać o tym >>>TUTAJ<<<. (nie chcę kopiować czyiś słów, dlatego po prostu podaję Wam link).

Co ja myślę o całej tej sprawie? A czy to naprawdę ma jakiekolwiek znaczenie, czy Maria była żoną Jezusa? Czy informacja o dziecku Jezusa zmieni coś w mojej wierze? Odpowiedź brzmi: nie. Nie chcę spekulować. Nie wykluczam miłości jaka wynikła pomiędzy Jezusem a Marią. Byłoby to dziwne, że trzydziestoletni mężczyzna jest samotny. Ale nie zapominajmy, że nawet Ci, którzy nie uważali Jezusa za Mesjasza, utożsamiali go z prorokiem. Porównując do tego innego proroka z tamtych czasów - nikt nie stara się wcisnąć żony Janowi Chrzcicielowi, prawda? ;)

Możliwe, że Maria Magdalena kochała Jezusa. Nie tylko jako Boga, ale również jako człowieka. I co z tego? Ktoś jej tego zabrania? Ważne, że przy Nim była, nawet podczas Jego męki. Nie zapominajmy, że większość uczniów Jezusa, opuściła Go w tym momencie. Dlatego Maria Magdalena stawiana jest za apostolski wzór. Powinniśmy zajmować się jej wiarą, nie jej uczuciami, do kogokolwiek by je kierowała.

A co Wy myślicie na temat Marii Magdaleny? Jest Wam obojętna, czy może fascynuje Was ta postać? Co uważacie na temat jej związku z Jezusem? Zapraszam do komentowania ;)

czwartek, 18 października 2012

Dziecię imieniem Jezus

Czy zastanawialiście się kiedyś jak wyglądało dzieciństwo Jezusa? Kanoniczne ewangelie nie mówią o nim zbyt wiele. Wydarzenia jakie ukazują, to: narodziny Jezusa, obrzezanie, ofiarowanie w świątyni, ucieczka Świętej Rodziny do Egiptu oraz pobyt dwunastoletniego Jezusa w Jerozolimie. Tak naprawdę znamy tylko dorosłego, trzydziestolatka. Czy ciekawi Was jaki Jezus był zanim zaczął nauczać?

Odpowiedzi na to pytanie mogą udzielić apokryfy, tzw. "ewangelie dzieciństwa". Są to:
-Protoewangelia Jakuba
-Ewangelia Pseudo-Mateusza
-Księga o dzieciństwie Zbawiciela
-Cykl o Trzech Magach
-Ewangelia Dzieciństwa Tomasza
-Ewangelia Dzieciństwa Arabska
-Ewangelia Dzieciństwa Ormiańska
-Ewangelia Dzieciństwa Łacińska

Możecie wierzyć w napisane w nich słowa lub nie. Przedstawione w nich wydarzenia nie są, moim zdaniem, potrzebne do wiary. Tu raczej chodzi o zaspokojenie ciekawości. Jaki był Jezus, zanim świat poznał Go jako Mesjasza?

Otóż był bardzo utalentowanym i nieposłusznym dzieckiem. Obraz Jezusa przedstawiony w apokryfach odbiega od znanego nam wizerunku Chrystusa. Znamy Go jako spokojnego i ugodowego mężczyznę, który nie lubił obnosić się ze swoimi cudami. Jednak mały Jezus był zupełnie inny.

Po pierwsze, był niesamowitą istotą o niezwykłych zdolnościach. W legendzie o Trzech Magach znajdziemy takie informacje o narodzinach Jezusa:

"Dziecko chwalebne otworzyło swe usta i rzekło do nas z miłością swej obfitej i czułej łaskawości: - Pokój wam, wtajemniczeni w moje ukryte tajemnice, synowie Wschodu Światła Najwyższego, bowiem wy i wasi ojcowie zasłużyliście na to, by ujrzeć pierwotne, wieczne Światło (...)Wysłuchawszy z lękiem i drżeniem tych wszystkich wypowiedzianych pochwał, padliśmy na ziemię jak martwi. Wtedy Chłopiec, Dziecko Światła, wyciągnął swą mocarną prawicę i położył ją na nas. Dodał nam otuchy mówiąc: - O, moi wtajemniczeni. Nie lękajcie się, bowiem wszystko, coście widzieli i słyszeli od początku po dziś dzień, to czym zadziwiliście się, a także to, o czym jeszcze usłyszycie, Mnie nie przerasta, jest tylko potężniejsze od was, bowiem ubrani jesteście w wątłe ciało." Natomiast w Ewangelii Pseudo-Mateusza możemy przeczytać taką opowieść, z czasów ucieczki Świętej Rodziny do Egiptu: "Kiedy przybyli do pewnej jaskini i chcieli w niej odpocząć, Maryja zeszła z osiołka i osiadła trzymając na kolanach Jezusa. (...) Nagle z groty wyszło wiele smoków, na których widok dzieci zaczęły krzyczeć ze strachu. Wtedy Pan, który nie skończył jeszcze dwu lat, zsunąwszy się z kolan matki, stanął przed smokami, one zaś oddały Mu hołd i odeszły. (...) Podobnie lwy i lamparty z czcią padały przed Jezusem i towarzyszyły Mu na pustyni. (...) Swoją uległość okazywały pochyleniem głowy, a gotowość usługiwania zaznaczały merdaniem ogonem."   W Ewangelii Tomasza możemy przeczytać, że Jezus nijak miał się do zasad swoich przodków: "Gdy Jezus był dzieckiem, bawił się koło brodu na strumyku. Sprawił, że woda wypływała z niego do kałuży, aby stać się czystą. Następnie wyciągnął z naczynia miękką glinę i ukształtował z niej dwanaście ptaszków. Był to dzień szabatu i wiele dzieci bawiło się z nim. Pewien Żyd ujrzał, jak on to robił wraz z dziećmi. Podszedł więc do Józefa, jego ojca, i oskarżył Jezusa w słowach: - Zrobił błoto i ukształtował z niego ptaszki w dzień szabatu, w który nie wolno tego czynić. Przyszedł Józef i zgromił Jezusa słowami: - Dlaczego w dzień szabatu robisz to, czego nie godzi się czynić? Skoro Jezus usłyszał te słowa, klasnął w dłonie i sprawił, że ptaszki odleciały i zawołał do nich: - Nuże, latajcie i pamiętajcie o mnie, wy, które żyjecie. I ptaszki uleciały ćwierkając."  A także o tym, że nie był zbyt pokojowo nastawiony: 
"Innym razem Jezus szedł ze swym ojcem i jakieś dziecko biegnąc uderzyło go w ramię. I natychmiast dziecko padło martwe. Zaś ci, którzy widzieli, co się stało, zawołali mówiąc: - Skąd jest to dziecko, bo wszystko co mówi, natychmiast się wypełnia? A rodzice zmarłego dziecka przyszli do Józefa i rzekli do niego: - Nie możesz mieszkać z nami w tej wiosce z takim dzieckiem, albo raczej naucz je błogosławić, a nie przeklinać." 
  Takim opowieści jest wiele. Bez trudu znajdziecie je w internecie. Nie będę ich tu więcej, ponieważ nie chcę, aby ta notka stała się tylko zbiorem cytatów ;) Mam nadzieję, że zachęciłam Was do dalszych poszukiwań i zainteresowałam Was tym tematem. Moim zdaniem nie jest to sprawa wiary, tylko czystej ciekawości i pragnienia zdobycia jakieś nowej wiedzy. Przecież możecie potraktować te apokryfy jako dobrą książkę fantastyczną ;)  
 

czwartek, 11 października 2012

Dzień święty święcić?

Ostatnio rozmawiałam z moimi znajomymi o uczęszczaniu na niedzielne Msze Św. Oni uważali, że jest to niepotrzebne, że wystarczy sama wiara w Boga, nie trzeba chodzić do kościoła i "męczyć się" przez tę godzinę. Zamiast tego można zrobić coś innego, a poza tym, Bóg jest wszędzie, więc po co chodzić do jakiegoś budynku, żeby Go spotkać?

Ja uważam, że niedzielna Msza Św. jest czymś bardzo ważnym. Dlaczego? To postaram się przedstawić w dzisiejszej notce.

1. Trzecie przykazanie nakazuje nam święcić dzień święty. Według kosmogonicznej wersji stworzenia świata, Bóg tworzył go sześć dni, by w siódmym odpoczywać. My także mamy sześć dni pracować, by siódmy dzień poświęcić Bogu. Jak wiemy, Żydzi świętują w sobotę? Dlaczego chrześcijanie robią to w niedzielę? Ponieważ "kościół katolicki przeniósł świętość z soboty na niedzielę" (tak mówi Katechizm Kościoła Rzymsko-Katolickiego; jeżeli chcecie poczytać więcej o tym, który dzień powinien być świętem, zajrzyjcie >>>TU<<<).

2. To dobry sposób na oddanie czci Bogu. Nakaz świętości dnia siódmego nie wyjaśnia dlaczego mamy chodzić do kościoła. Jednak jest to dobry sposób na oddanie się Bogu. Żyjemy w szybkim świecie, jesteśmy ciągle zabiegani... Warto poświęcić Bogu chociaż tę godzinkę. Oczywiście, powinno się o wiele więcej, ale taka godzina (a gdzieniegdzie msze są aż trzygodzinne!) jest już jakimś początkiem.

3. Przyjęcie ciała i krwi Chrystusa. Starożytni Rzymianie nazywali chrześcijan kanibalami - w końcu spożywamy ciało i krew Jezusa ;) Taka możliwość pojawia się tylko na Mszy Św. Jezus ustanowił sakrament Eucharystii podczas ostatniej wieczerzy. Powinniśmy uszanować Jego nakazy ;)

4. Można wysłuchać Słowa Bożego. Bądźmy szczerzy - nie każdy czyta Biblię sam z siebie. Msza Św. jest okazją do zapoznania się z Pismem Św. Do tego dostajemy komentarz w postaci kazania (szkoda, że czasem ten komentarz jest źle podany).

Oczywiście niedzielne świętowanie nie powinno się kończyć na "odpykaniu" Mszy i powrocie do domu. Powinno się rozmawiać o usłyszanych fragmentach Biblii, poświęcić trochę więcej czasu na modlitwę, dać Bogu ten dzień w całości. Niedziela to dzień dla nas i dla Boga. Mamy wolny dzień, aby spokojnie z Nim porozmawiać. Bo On naprawdę tego chce. W końcu jesteśmy Jego dziećmi ;)

A jakie jest Wasze zdanie? Czy jesteście przekonani do niedzielnych Mszy Św.? Zapraszam do komentowania! :)

czwartek, 4 października 2012

"...kto wstąpił w związek mał­żeński, za­biega o sprawy tego świata..."

Dzisiejszy temat został mi zaproponowany przez jednego z czytelników. Chciałabym poruszyć sprawę celibatu u osób duchownych. Jest to sprzeczna kwestia. Występowanie celibatu zależy od wyznania.

Na początek trochę historii.

Celibat jest wymagany od osób wyświęconych (niektórych diakonów, prezbiterów, biskupów) w rycie rzymskim od XI-XII wieku i ma związek z reformą kościelną papieża Kaliksta II, w Polsce obowiązujący od 1197. Początkowo był jednak domeną zakonów, w których składa się ślubowanie czystości.

Przez wiele wieków następowało wiele zmian w pojmowaniu celibatu. Na początku nie był przymusem, później żony mogli mieć tylko ci duchowni, którzy zastrzegli sobie to prawo przed przyjęciem święceń. W międzyczasie pojawiła się opcja: "żona, ale bez uprawiania seksu". W końcu zabroniono nawet mieszkania z kobietą, chyba, że była matką, siostrą lub jakąś ciotką. 

Jak sprawa ma się dzisiaj? Kościół katolicki nakazuje celibat. Chyba, że są to Kościoły katolickie wschodnie - tam on nie obowiązuje (chyba, że biskupów, gdyż oni są wybierani z pośród mnichów). Taka sama sytuacja co w wschodnich Kościołach katolickich, obowiązuje w Cerkwi prawosławnej. Kościoły protestanckie, starokatolickie i Kościół anglikański zniosły celibat. 

Oczywiście tam, gdzie celibat nie jest nakazany, można go sobie dobrowolnie "nałożyć".

W buddyzmie i hinduizmie również spotkamy się z celibatem.

Ale skupmy się na Kościołach będących częścią chrześcijaństwa. Skąd wziął się celibat? Duchowni twierdzą, że jest to w Biblii.

Pisze o tym św. Paweł w Pierwszym liście do Koryntian. A dlaczego? Ponieważ..

„Czło­wiek bez­żenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przy­po­dobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek mał­żeński, za­biega o sprawy tego świata, o to, jak by się przy­po­dobać żonie” (1Kr 7, 32-34)

Ok, ok, wszystko pięknie... Tylko dlaczego mamy słuchać św. Pawła? Był tylko apostołem. No to obrońcy celibatu mają jeszcze asa w rękawie - cytat słów Jezusa.

„Bo są nie­zdatni do mał­żeń­stwa, którzy z łona matki ta­kimi się uro­dzili; i są nie­zdatni do mał­żeń­stwa, któ­rych lu­dzie ta­kimi uczy­nili; a są także bez­żenni, którzy ze względu na kró­le­stwo nie­bie­skie sami zo­stali bez­żenni. Kto może pojąć, niech poj­muje!” (Mt 19, 12)

To ja chyba nie pojmuję. Czy Jezus mówi tutaj, że duchowni nie mogą mieć żony? Mówi tylko o tych, którzy nie mają żony bo "Bóg tak chciał". Do tego zdaniem Joachima Gnilki i Uty Ranke-Heinemann, określenie "bezżenni" jest błędne. Uważają oni, że właściwe tłumaczenie to "kastraci", "eunuchy" bądź "trzebieńcy".

Sprawa ma się inaczej, jeśli chodzi o zakonników. Oni powinni zachowywać celibat. Sensem pójścia do zakonu jest oddanie siebie Bogu, poświęcenie Mu całego swojego życia. Jeżeli chodzi o księży - ich posługa bardziej przypomina pracę. Czemu rodzina miałaby w tym przeszkadzać? Wiele wyznań zezwala duchownym na posiadanie rodziny. Czy przez to gorzej służą Bogu?

A Wy, pojmujecie słowa Jezusa? I co myślicie na temat celibatu? Zapraszam do dyskusji w komentarzach! :) A czytelniczce dziękuję za temat do notki! Mam nadzieję, że zaspokoiłam Twoją ciekawość ;)

czwartek, 27 września 2012

Jest jeden Bóg

Dzisiaj chciałabym się zająć tematem, który poruszyłam już w poprzedniej notce. Otóż uważam, że jest jeden Bóg. I nie chodzi tylko o to, że wyznaję religię monoteistyczną, ale też o to, że uważam, że każda religia mówi o jednym Bogu. Po prostu rożni ludzie odbierają Go w inny sposób, rozmawiają z Nim w inny sposób, oddają Mu cześć w inny sposób. Ja też rozumiem Go w inny sposób, niż moi rodzice, znajomi... A co, jeśli czyjaś wizja zbiera wyznawców, którzy się z nią zgadzają? Wtedy powstaje nowa religia.

Chrześcijanie wierzą w to, że Jezus był Synem Bożym. Wyznawcy judaizmu nie uznają Go za Mesjasza. Muzułmanie twierdzą, że był prorokiem. Nie wypowiedzą imienia "Jezus" bez dodania "pokój niech będzie z Nim".

Biorąc pod uwagę tylko te trzy religie, pojawia się pytanie: kto ma rację? Do tego dochodzi jeszcze wiele bóstw podobnych do Jezusa.

-Tammuz - babiloński syn boga wody >>>KLIK<<<
-Mitra - perski bóg >>>KLIK<<<
-Horus - z mitologii egipskiej >>>KLIK<<<
-Kryszna - bóg w hinduizmie >>>KLIK<<<
-Dionizos - mitologia grecka >>>KLIK<<<
-Herakles - znów mitologia grecka >>>KLIK<<<

Zapewne zastanawiacie się do czego zmierzam ;) Nie mam zamiaru podważać Pisma Św. Wierzę w to, że Jezus był Bogiem. Po co w takim razie przedstawiam Wam Mu podobnych?

Biblii nie należy brać dosłownie. Oczywiście, są tam spisane dzieje Izraela i działalność Jezusa, ale Pismo Św. pełne jest symboliki, którą trzeba odczytywać w odpowiedni sposób. Niektóre fragmenty z Jezusowego życia zostały specjalnie spreparowane tak, aby były podobne do wierzeń innych ludzi. Chrześcijaństwo musiało się jakoś utrzymać. Jak widać, wyszło to tej religii bardzo dobrze ;) Z prześladowanej sekty stało się jedną z największych religii świata.

Ale wróćmy do tematu.Przykładem może być data narodzenia Jezusa. Nie miało to miejsca w dzień dziś znanego nam Bożego Narodzenia. Inne bóstwo miało wtedy swoje święto narodzin i chrześcijanie podczepili pod to Jezusa, aby wykazać, że to ten sam Bóg.

Wierzenia są pełne zagadek. Od nas zależy w którą wersję uwierzymy. Dla mnie nie ma znaczenia kto jak widzi Boga. Ja widzę Go w ten sposób pewnie dlatego, że urodziłam się w katolickiej rodzinie. Najważniejsza jest wiara w Niego i czynienie dobra. Bo czy nie właśnie o dobre serce chodzi w każdej religii?

A co Wy macie do powiedzenia na ten temat? Zapraszam do dyskusji w komentarzach! :)

czwartek, 20 września 2012

Wierzę

Temat dzisiejszej notki został wymyślony przez jednego z czytelników. Dziś postaram się odpowiedzieć na pytanie: Kim dla mnie jest osoba wierząca i czym się charakteryzuje?

Nadrzędną cechą jest sama wiara w Boga. I naprawdę nie musi to być "mój Bóg". Uważam, że jest tylko jeden, a każda religia to po prostu inne spojrzenie na Niego. Ja też patrzę na Niego inaczej, niż inni. Powstałe religie mają po prostu wielu zwolenników. Ale o tym postaram się napisać w innej notce ;)

Podsumowując - osoba wierząca po prostu wierzy w istnienie Boga. Jakkolwiek by Go nazwała. Ale czy to wszystko? Czy to wystarczy do powiedzenia "jestem wierzący"? Cóż... ja uważam, że nie. Moim zdaniem nie wystarczy tylko wierzyć. To tak, jakby powiedzieć "Ok, ktoś musi tym kierować, więc wierzę w Boga, ale ja sobie i On sobie". Do wiary należy dodać jeszcze jeden składnik - nazywamy go kultem.

W starożytnej Grecji ateistą nie nazywano osoby niewierzącej, ale tej, która nie sprawuje kultu. Właśnie za to skazano na śmierć Sokratesa.

Bardzo często spotykam się z określeniem "wierzący niepraktykujący". Otóż uważam, że nie ma czegoś takiego. Jeśli wierzysz, to spełniasz wymogi Boga, stosujesz się do Jego zasad. Biorąc pod uwagę moją religię, Bóg nakazał "dzień święty święcić" i tak też robię. Rozmawiam z Nim, staram się nie łamać przykazań, czytam Pismo Św., szukam informacji na jego temat... Bez praktyki nie ma wiary. Wiara powinna przepełniać człowieka. Bóg właśnie tego chce. Powtarzam - tu nie ma "ja sobie i Bóg sobie".

W zależności od religii, istnieją różne formy kultu. Muzułmanie modlą się pięć razy dziennie, wyznawcy judaizmu świętują w szabat, chrześcijanie przyjmują chrzest, w buddyzmie kult nie gra znaczącej roli, ponieważ każda osoba prywatnie decyduje jaką  przybierze on formę - ale trzeba medytować i zachowywać podstawowe zasady etyczne; w hinduizmie składa się ofiary m. in. z kwiatów i owoców. Wszędzie są jakieś zasady, których należy przestrzegać. Dopiero wtedy można nazwać się osobą wierzącą.

Wiara to nieustanne poszukiwanie Boga. To tak jak z miłością do ukochanej osoby - codziennie zakochuje się w niej od nowa. Boga również to dotyczy. Ale wiadomo, że miłość nie polega tylko na braniu. Trzeba również dawać. Dlatego kult jest taki ważny.

Zapraszam też do poczytania co św. Jakub mówił na ten temat:

"Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: „Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta”, a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała, to na co się to przyda?
Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków. Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz, lecz także i złe duchy wierzą i drżą." (Jk 2, 14-18)


Dzisiejsza notka krótka, ale zapraszam do dyskusji - może dzięki Wam da się coś jeszcze rozwinąć ;) Łukaszu, mam nadzieję, że zaspokoiłam Twoją ciekawość. Dziękuję za temat, liczę na Twoją wypowiedź ;)

czwartek, 13 września 2012

"Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do spożycia?"

Ostatnia wieczerza. Jedno z najważniejszych wydarzeń w Nowym Testamencie. Nie ma co się spierać z tym, że najważniejszy był pakiet ukrzyżowanie + zmartwychwstanie, ale ostatnia wieczerza również ma swoją wartość. Podczas niej Jezus ustanowił Eucharystię, zapowiedział swoją zdradę, pożegnał się z uczniami... Ale czy obraz wieczerzy, który zapisał się w naszej świadomości jest prawdziwy?

W tej notce przedstawię trzy punkty widzenia: to, co jest napisane w Piśmie Św., to, jak my wyobrażamy sobie ostatnią wieczerzę (za sprawą np. obrazów) oraz to, jak według tamtejszych zwyczajów mogła wyglądać.

Biblia. Ostatnią wieczerzę opisują cztery ewangelie. Każda w trochę inny sposób. Wszędzie powtarza się zapowiedź zdrady Judasza i zapowiedź wyparcia się Piotra. W Ewangelii wg św. Jana jest jeszcze proces umycia uczniom nóg, ale za to nie ma ustanowienia Eucharystii. W Ewangelii wg św. Łukasza pojawia się spór o pierwszeństwo.

Nie ma żadnych szczegółowych opisów. Po prostu Jezus z Dwunastoma spożywa wieczerzę paschalną w "pomieszczeniu na górze", przemienia wino w swoją krew, a chleb w swoje ciało, zapowiada zdradę Judasza i wyparcie się go przez Piotra, a później udaje się do Ogrodu Oliwnego.

Nasze wyobrażenie. To jak postrzegamy ostatnią wieczerzę ukształtowały wszelakie obrazy, filmy... Najczęściej w naszych głowach pojawia się dzieło Leonarda da Vinci. Jeśli nie wiecie o co chodzi, zajrzyjcie tutaj: >>>KLIK<<< (swoją droga, mój ulubiony obraz ;) Niestety jest to błędna wizja. Da Vinci malował to w stylu odpowiednim dla swoich czasów.

Poza tym "obrazowaniem" jest jeszcze Wieczernik w Jerozolimie. Właśnie tam, według tradycji, odbyła się ostatnia wieczerza. Jeśli chcecie, zajrzyjcie tutaj >>>KLIK<<< i poczytajcie trochę ;)

Jak najprawdopodobniej było. Nie mam zamiaru podważać słów zapisanych w Biblii. Uważam, że jeśli chodzi o wydarzenia z jakich składała się wieczerza i dialogi są wiarygodne. Chcę przedstawić różnice między naszym "obrazowym" wyobrażeniem, a tym co mówią ówczesne tradycje.

1. Ostatnia wieczerza odbyła się na dachu. Na święto Paschy przybywało do Jerozolimy wielu Żydów. Z codziennej liczby mieszkańców, czyli ok. 60 tys. robiło się nawet 600 tys. Normalnym jest, że w mieście brakowało miejsca. Dlatego niektórzy spożywali posiłek paschalny na dachach. Nie było w tym nic dziwnego. Żydzi często korzystali z dachów, głownie kobiety wykonywały tam niektóre prace domowe (np. szycie). Ta teoria pasuje do zdania, które wypowiedział Jezus. "On wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i gotową" (Mk 14, 15)

2. Ostatnia wieczerza była spożywana w pozycji półleżącej. To bardzo prawdopodobne. Kiedy Cesarstwo Rzymskie podbiło tereny Izraela, mieszkańcy państwa przejęli zwyczaj spożywania posiłków w pozycji półleżącej.

3. W ostatniej wieczerzy brało udział więcej osób, niż tylko Judasz z Dwunastoma. Bardzo prawdopodobne, że była tam także matka Jezusa oraz - ku uciesze fanów "Kodu da Vicni" - Maria Magdalena. Paschę spożywano z najbliższą rodziną i przyjaciółmi. Czy Jezus zapomniałby o swojej matce? Poza tym, liczba dwunastu apostołów jest trochę... zastanawiająca. W opisach ostatniej wieczerzy pojawia się słowo "Dwunastu", ale jeśli przyjrzymy się Pismu Św., to tak naprawdę nie wiadomo kto znajdował się w tej dwunastce. Poza tym, nigdzie więcej nie ma mowy akurat o tej liczbie. Głownie powtarzają się imiona jakiś 4-5 apostołów. Dwunastka może symbolizować dwanaście plemion Izraela (bądźmy szczerzy, Pismo Św. jest pełne symboli i nie zawsze należy je czytać dosłownie).

4. Nie wiadomo czy wieczerza miała miejsce w święto Paschy. Według trzech ewangelii tak było. Jednak problem pojawia się w Ewangelii wg św. Jana. Tam wieczerza odbywa się dzień przed. Można to wyjaśnić tym, że Jan posługiwał się innym kalendarzem, gdyż być może należał do innego stowarzyszenia religijnego, niż pozostali ewangeliści. Poza tym, w Paschę najpierw spożywało się chleb, później piło się wino. Jezus zrobił to odwrotnie. Ale istnieje prawdopodobieństwo, że było to celowe.

I to by było na tyle. Pozostaje tylko jedna kwestia. Co było najważniejsze w ostatniej wieczerzy? Wielu pewnie powie, że ustanowienie Eucharystii. Ja odpowiem, że ogłoszenie zdrajcy (ewentualnie powiedzenie Judaszowi, że musi się poświęcić, idąc tropem mojej poprzedniej notki). Tak, Eucharystia też jest ważna. Bardzo ważna. Ale bez zdrady nie byłoby ukrzyżowania, bez ukrzyżowania nie byłoby zmartwychwstania. A czy to nie jest ważniejsze od spożywania ciała i krwi?

Zapraszam do komentowania, wyrażania własnej opinii! :) Dostałam od Was dwa tematy na notki, które najprawdopodobniej zrealizuję. Ale o tym co to będzie dowiecie się później ;)


czwartek, 6 września 2012

"I'm in love with Judas"

Za piosenkę, której fragment umieściłam w tytule, Lady GaGa została mocno skrytykowana przez władze Kościoła katolickiego. Zdaje się, że czegokolwiek ze spraw religijnych by nie tknąć w inny sposób, niż nakazują władze, zostaje się prawie że ukamienowanym. Ale nie o tym chciałabym dziś napisać ;) W tej notce chciałabym się przyjrzeć postaci Judasza Iskarioty. Czy przydomek największego zdrajcy w dziejach ludzkości naprawdę mu się należy?

Zapewne każdy - nie tylko chrześcijanin - zna tę opowieść. Postać Judasza na dobre zagościła na kartach literatury, a także w filmach, obrazach... Judasz był jednym z dwunastu apostołów. To on swoim słynnym pocałunkiem wydał Jezusa na śmierć. Przez to stał się największym zdrajcą w dziejach ludzkości. Wszyscy apostołowie, oprócz niego, zostali świętymi. On natomiast został na wieku potępiony.

Ale czy nazywanie go zdrajcą jest słuszne? Może teraz zszokuję, ale ja uważam, że nie. Moim zdaniem Judasz nie był zdrajcą. Moim zdaniem wykonywał polecenia Jezusa.
Przyjrzyjmy się temu dokładniej. W najwcześniejszej ewangelii, Ewangelii wg św. Marka, Judasz nie jest przedstawiony w tak złym świetle, co w najpóźniejszej, napisanej przez św. Jana. Jan miesza w to nawet diabła.

"W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać..." (Jn 13, 2)


Nie wiemy co kierowało autorami ewangelii, nie wiemy nawet czy ci, których uważamy za autorów, rzeczywiście nimi są. Widać jednak, że nienawiść do Judasza rosła z czasem. Dlaczego? Być moje było to działanie ówczesnych chrześcijan przeciw Żydom? Chrześcijanie byli gnębieni przez Cesarstwo Rzymskie, chcieli się jakoś ratować. Nienawiść należało przerzucić na Żydów. Judasz miał symbolizować właśnie tego "złego Żyda", że tak pozwolę sobie go nazwać ;)

"<<To ten, dla którego umaczam kawałek chleba i podam mu>>. Umoczywszy więc kawałek chleba, wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty" (Jn 13, 26)
 Widzimy, że Jan daje nam do zrozumienia, że Judasz wiedział, że będzie zdrajcą. Co więcej, reszta apostołów także o tym wiedziała. W takim razie wydał Jezusa z zimną krwią. Ale czy na pewno dobrze odczytujemy Pismo Św.?

Pisałam już o możliwym powodzie nienawiści do Judasza, jaką okazują ewangeliści. Jednak istnieje także możliwość, że Judasz wiedział, że to on będzie zdrajcą bo Jezus go o to poprosił. Judasz był najbardziej wykształconym apostołem. Bądźmy szczerzy, towarzystwo Jezusa było zbieraniną biedoty i mało wykształconych osobników (rybacy byli niżej w drabinie społecznej, niż chłopi; Jezus także był na ostatku tej drabiny). Judasz był "najbardziej ogarniętym". Poza tym, prawdopodobnie był bogatym człowiekiem. Dlaczego miałby wydawać Jezusa za marne 30 srebrników? Marne, ponieważ było to bardzo mało pieniędzy. Tyle bowiem kosztował kiepski niewolnik.

Moim zdaniem Jezus wiedział, że Judasz jako jedyny zrozumie o co, tak naprawdę, toczy się gra, dlatego powiedział mu "Wybacz, stary, ale musisz mnie zdradzić, żebym mógł zbawić ludzkość".

Potwierdzeniem moich słów może być znaleziona w 1978 roku, Ewangelia wg Judasza, która przedstawia ostatnie dni Jezusa i jego rozmowy z Judaszem. W owej ewangelii, Judasz jest najbardziej zaufanym uczniem i Jezus prosi go o dokonanie zdrady (jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście, przeczytajcie serię o Harrym Potterze, Rowling przedstawia podobną sytuację - szczególnie patrz tom 7).

Zdrada Judasz może mieć także uzasadnienie w upodobaniu autorów Biblii do paraboli. Szatan, najbliższy archanioł zdradza - Judasz, najbliższy apostoł zdradza (+ inne, np. rzeź niewiniątek i uratowanie Mojżesza - rzeź niewiniątek i uratowanie Jezusa).

Nawet jeśli nie wierzycie w słowa napisane w Ewangelii wg Judasza i nawet jeśli sądzicie, że nie mam racji, to i tak warto, abyście przychylniej spojrzeli na postać Judasza. Bądź, co bądź, Judasz żałował swojego czynu. Był tak zrozpaczony, tym, co zrobił, że chciał oddać pieniądze i wszystko odwrócić. Niestety było za późno, dlatego się powiesił. Czyż katolicyzm nie uczy, że nawet największy grzesznik, jeśli będzie żałował za grzechy i nawróci się pod koniec życia, będzie zbawiony? (jeśli jesteście innego wyznania, to nie stosujcie się do tego ;) Czyż Jezus nie nakazywał kochać każdego, nawet grzeszników? Skąd więc to potępienie dla Judasza?

Mam nadzieję, że uruchomiłam Wasze trybiki i skłoniłam Was do dyskusji :) Czekam na komentarze i dziękuję za te, które pojawiły się pod poprzednią notką. Długość dwóch z nich bardzo miło mnie zaskoczyła i połechtała mojego ego ;)


piątek, 31 sierpnia 2012

A po śmierci...

No właśnie, co? Co się dzieje z nami po śmierci? Tego nie wie nikt. Tak, wiem, są historie osób, które przeżyły śmierć kliniczną i opowiadają o zaświatach. Ale tak naprawdę nie mamy pojęcia jak owe zaświaty wyglądają. Przez tysiąclecia ludzkość starała się odpowiedzieć na to pytanie. Jako, że jestem chrześcijanką, najbardziej skupię się na wyobrażeniu stworzonym przez tę religię. Ale najpierw trochę historii (chrześcijaństwo jest w końcu całkiem młode).

Skupmy się na standardowym podziale: piekło i niebo (gdzieś tam pojawia się jeszcze czyściec, ale o tym za chwilę).

Pierwsza wzmianka o piekle pojawia się w Mezopotamii. Trafiają tam wszyscy, którzy za życia doznali nieszczęścia i ci, którzy nie mają grobu. Hebrajczycy dawno temu wierzyli w mroczną pieczarę, Szeol. W greckiej mitologii Hades dotyczył tylko bogów i herosów. W hinduizmie piekło zakłada tysiące męczarni, które określają los każdego z rodzajów grzeszników. W chrześcijaństwie piekło czeka grzeszników po Sądzie Ostatecznym.

W średniowieczu ukształtowała się wizja piekła jako strasznego miejsca, pełnego ognia i cierpienia. Duchowni straszyli ludzi czymś takim. Po co? No cóż, jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Tylko duchowni mogli udzielać sakramentów, czy odpustów, które kiedyś były baaardzo popularne. Wystarczyło zapłacić kapłanowi pokaźną sumkę, żeby zapewnić sobie życie wieczne i uratować się przed ogniem piekielnym. Wspaniały biznes, prawda?

Ale istnieje druga strona medalu - niebo. W mitologii nordyckiej mamy Walhallę. U Indian spotykamy Krainę Wiecznych Łowów. W religii Azteków funkcję nieba spełniają: Tamoanchan, a także Omeyocan i Tlalocan. Według muzułmanów, wyznawców judaizmu i chrześcijan jest to stan wielkiej radości duszy, spowodowany ciągłym przebywaniem z Bogiem. Raj.

Jak wygląda Raj? Zielone łąki, baranki, owoce, zero zmartwień, zero cierpień... Moim zdaniem raj wygląda dla każdej osoby inaczej. Według mnie rajem będzie dla nas spełnienie marzeń, coś co sprawi, że będziemy szczęśliwi do granic możliwości. To może być nawet pokój wypełniony folią bąbelkową... Chodzi o to, żeby być szczęśliwym. A Bóg swoją drogą. Chociaż podobno Jego towarzystwo wprawia duszę w nieosiągalne na Ziemi szczęście, więc... Poza tym doczesne pociechy są niczym w porównaniu z wiecznością. Ale tu chodzi o spełnienie marzeń. o dosięgnięcie największej szczęśliwości z możliwych. Nie chodzi o spotkanie się ze Stwórcą (no tak, tak, to też), tylko o osiągnięcie jakiegoś celu. Z jednym Bóg będzie rozmawiał na tematy filozoficzne, z drugim będzie pstrykał tymi bąbelkami.

A piekło? Największe cierpienie jakie człowiek może sobie wyobrazić. Dla mnie jest to samotność. Nikogo dookoła, żadnej obecności Boga. Dla kogoś innego będą to wspominane już płomienie... I tam nie ma Boga. I to potęguje cierpienie.

Pozostaje jeszcze jedno. Wierzę w reinkarnację. A w każdym razie jej nie wykluczam. Trochę dziwne jak dla chrześcijanina? Wiem. Uważam, że aby dojść to Raju potrzeba pracy. A co, jeśli zawiedziemy? Trafiamy znów na Ziemię. I to może być wyjaśnieniem piekła. Bo co jest gorszego od przeżywania życia w tym świecie?

Miałam jeszcze napisać co nieco o czyśćcu. Ekhem... Biblia w ogóle o czymś takim nie wspomina. Jest to twór Kościoła Katolickiego. Po co? Możliwe, że patrz: odpusty :) Czyściec ma na celu doskonalenie grzesznej duszy. Byłeś dobry, wierzący... Co z tego? Po śmierci jeszcze sobie pocierpisz, bo nie zdążyłeś się wyspowiadać przed zgonem. Albo trochę dostaniesz w tyłek, bo ostatnio przeklinałeś za dużo.
Czy muszę wspominać o tym, że mnie to najzwyczajniej śmieszy? :)

Dzisiejsza notka trochę jak streszczenie, bardziej skupiona na moich poglądach, niż na historii, czy wierzeniach. Jednak mam nadzieję, że mimo wszystko przypadła Wam do gustu. Komentujcie, zadawajcie pytania. Chętnie podyskutuję! :)

wtorek, 21 sierpnia 2012

Maryja - wiecznie... dziewica?

Wieczyste dziewictwo Marii jest jednym z trzech dogmatów zajmujących się jej osobą. Poza tym, katolicy muszą wierzyć jeszcze w jej niepokalane poczęcie oraz wniebowzięcie do nieba z duszą jak i ciałem. Muszą, bo jeśli jesteś katolikiem, masz wierzyć w podane dogmaty bez gadania. Tak kiedyś ustalono i tak ma być. Ustalono, bo Pismo Św. o takich sprawach nie mówi. Dla ciekawskich - wniebowzięcie jest opisane w apokryfach, historia narodzin Marii znajduje się w przekazach pozabiblijnych (Protoewangelia Jakuba i Złota Legenda), natomiast jeśli chodzi o dziewictwo... tego Biblia również nie podaje wprost.

No to jak jest z tą Matką Boską? Zacznijmy od początku.
Według podanych już wcześniej przekazów pozabiblijnych, rodzice Marii długo nie mogli się doczekać potomstwa, dlatego obiecali Bogu, że jeśli da im dziecko, to poświęcą je dla Niego. Ukazał się anioł, powiedział, że dostaną co chcą i dziewięć miesięcy później urodziła się Maria. Według dogmatu urodziła się bez grzechu pierworodnego. Rodzice dotrzymali obietnicy i ofiarowali ją Bogu. Najwyższy kapłan chciał ją wydać za mąż, ale rodzice się sprzeciwili. Wtedy Bóg nakazał kapłanowi zebrać nieżonatych z rodu Dawida. Mężczyźni mieli położyć na ołtarzu gałązki, a Duch Św. miał ukazać się nad tą, która należała do przyszłego męża Marii. Po ślubie dziewczynce (bądźmy szczerzy, Maria miała wtedy 14 lat ;) ukazał się Gabriel i oznajmił jej, że urodzi Syna Bożego. Po śmierci i ciało i dusza Marii zostają wzięte do nieba.

I to tyle. Tak w skrócie. Dziewczyna miała niezłe życie, nie? Sławią ją wszystkie narody, urodziła Syna Bożego, nie miała piętna grzechu pierworodnego... Istny raj. Ale tak na serio, Maria nie miała łatwo. Józef był od niej starszy, miał już wcześniej żonę. Na pewno jej się to nie podobało. Do tego jeszcze miała urodzić dziecko, nawet nie współżyjąc ze swoim nowym ukochanym. Gdyby ktoś załapał o co chodzi, ukamienowaliby ją. Dlatego Józef chciał ją oddalić. Kiedy Maria powiedziała "tak" archaniołowi, postawiła na szali całe swoje życie. Mogła stracić wszystko, ale zyskać jeszcze więcej.

I tak nie miała łatwo. Biorąc pod uwagę, że Jezus był rzeczywiście jej jedynym dzieckiem, to wyobraźcie sobie jak musiała cierpieć podczas Jego męki. Stracić jedynego potomka w tak młodym wieku...

Ale czy rzeczywiście to było jej jedyne dziecko? Przyznam, że przez baaardzo długi czas w to nie wierzyłam. W sumie nadal mam wątpliwości. Naprawdę przez ten cały czas powstrzymywali się od współżycia? Józef miał już czwórkę dzieci, więc może już mu starczyło seksu... ;) Ale będąc poważną - co by się stało, gdyby Maria jednak straciła dziewictwo? Otóż kiedyś stwierdzono, że to uwłaczałoby jej, Jezusowi, Józefowi i... nawet Duchowi Św.! Marii dlatego, że nie wystarczałby jej ten syn, którego dostała. Jezusowi, bo okazałby się niewystarczający dla swojej matki. Józefowi bo skalałby i tak już miłą Bogu Marię. A Duchowi Św. dlatego, że tam gdzie On był i tam gdzie czynił cuda... Józef również chciał coś poczynić, łagodnie mówiąc ;)

Dla mnie te argumenty są banalne. Szczególnie ten ostatni. Mam jednak własną tezę. Rodzice Marii obiecali Bogu, że będzie Mu poświęcona? Obiecali. No to warto by takiej umowy dotrzymać, prawda? Może właśnie dlatego Józef nie tknął swojej drugiej żony.

To po co Bóg ich połączył, spytacie. A po to, że Maria naprawdę nie miała być ukamienowana. To, że zaszła w ciążę zanim zamieszkała z Józefem (wg. tradycji żona zamieszkiwała z mężem dopiero rok po ślubie), można było jakoś ukryć. Po prostu Józef wziął ją do siebie, a ludzie nie liczyli miesięcy. Zawsze można też wcisnąć wcześniaka ;P A jakby w ogóle nie miała męża? Uznano by ją za nierządnicę.

No to teraz sprawa z fragmentami w Biblii, gdzie jest napisane o braciach Jezusa.


"Czyż nie jest on synem cieśli? Czyż jego matka nie ma na imię Maria? A jego bracia, Jakub, i Józef, i Szymon, i Judasz?
" (Mt 13, 55)
„Gdy jeszcze przemawiał do ludzi, oto jego matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić” (Mt 12.46)
„Potem On, jego matka, bracia i jego uczniowie udali się do Kafarnaum, gdzie zostali na kilka dni” (J 2.12)


Po pierwsze, wspominałam już, że Józef miał dzieci z pierwszego małżeństwa. Jednak miał ich tylko dwóch, skąd więc tyle męskich imion? Dlatego...
Po drugie, nietrafione tłumaczenie. Słowa, których użyto w oryginale („adelphai” i „adelphoi”) mogą oznaczać rodzeństwo, ale i dalszych krewnych.

Jeszcze troszkę o kulcie Marii. Moim zdaniem wielbienie świętych jest... śmieszne. To tak, jak robienie sobie bożków - każdy od innej sprawy. Przecież jest jeden Bóg, od wszystkiego. Ale co z Marią?

Ostatnio do naszej parafii zawitała kopia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. To było czyste szaleństwo. Takiej czci Jezus nie dostaje przez cały rok. Skąd coś takiego się wzięło? Bo Maria jest Królową Polski. Sama tego chciała. 14 sierpnia 1608 r. powiedziała włoskiemu misjonarzowi, że ma nazwać ją Królową Polski. Uznać Marię za Królową oznacza przede wszystkim żyć na jej wzór.

Dlatego jeśli chodzi o kult kopii obrazu i szaleństwo z tym związane - śmieszy mnie to. Ale z drugiej strony noszę na szyi medalik z wizerunkiem Matki Boskiej. Dlaczego? Ponieważ jest ona moją przewodniczką. Tak jak na wycieczkę zabieram mapę i spis zabytków, tak na każdy dzień zabieram ze sobą Matkę Boską. Wiem, że to śmieszne, przecież ona nie siedzi w tym kawałku metalu. Ale to symbol. Tak jak stawiamy ramki ze zdjęciami ukochanych osób.

A co Wy myślicie na temat Marii z Nazaretu? Kim jest dla Was? Jak odnosicie się do dogmatów z nią związanych? Nie zależnie od tego jakie macie zdanie, jakiego jesteście wyznania, a może w ogóle nie wierzycie... piszcie! Chętnie podyskutuję :)

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

"Na początku było słowo...", czyli kilka zdań powitania

Każdy z nas ma własny pogląd na świat. Każdy z nas ma własny pogląd na religię. Czy Bóg istnieje? Jeżeli tak, to jaki jest? Jeżeli nie, to kto rządzi światem? Każdy z nas zadaje sobie te i wiele innych pytań.

Ja wierzę w Boga. Jaki On dla mnie jest? To postaram się Wam przekazać.

Postaram się także przedstawić moje poglądy na temat biblijnych wydarzeń, różnych wyobrażeń Boga i innych religijnych aspektów.

Nie musicie się ze mną zgadzać. Jeżeli macie inne poglądy, chętnie ich wysłucham i podyskutuję. Nie mam zamiaru obrażać kogoś za to w co wierzy i proszę, żebyście tę zasadę stosowali także wobec mnie. Nikt nie ma prawa obrażać kogoś za jego poglądy. A każdy ma prawo mieć własne.

Ten blog nie jest blogiem informacyjnym. Postaram się umieszczać tu informacje związane z różnymi wyznaniami i ich wyobrażeniami świata, ale głównie chodzi mi o przedstawienie mojego punktu widzenia.

Jeżeli chcecie, żebym wypowiedziała się na jakiś temat - napiszcie mi o tym. Chętnie go poruszę. Z równie miłą chęcią przeczytam Wasze komentarze i może umieszczę tu Wasze wypowiedzi ;)

Ten blog ma być tak samo dla mnie, jak i dla Was.

 Wybaczcie mi mój język i moje błędy. Staram się pisać poprawnie, ale nie zawsze mi to wychodzi. Nie mówię piękną polszczyzną, lubię używać osobistych metafor i czasem zatracam się w swoim świecie. Zwracajcie mi uwagę na wszelkie niedociągnięcia ;)

Mam nadzieję, że w tym momencie rozpoczynam niezłą przygodę :)